W PODRÓŻY NA POŁUDNIE
Żegnając się z Ny-Ålesund oraz Kongsfjordem wyskoczyliśmy na chwile do Londynu. A dokładnie do Ny-London, pozostałości po kopalni marmuru. W końcu, pierwszy raz od kilku dni słońce zagościło nad nami na dłużej.
Wokół stare urządzenia kopalniane oraz resztki kolejki, wszystko w industrialnym charakterze. Ktoś kiedyś, zanim dobrze to przemyślał postanowił wydobywać tu marmur.
Ruszyliśmy na południe. Słońce, ciepło, otwarte morze, gdyby nie pozostawione za rufą strzeliste góry otoczone lodowcami – można by rzec Chorwacja. Ale nie jest. Za nami podpalone z tyłu niebo z wałami czarno-granatowych chmur. Przed nami dymiące góry. Co godzinę zmieniające się warunki. I odległości większe, dziś jakieś 120 mil. Z zatrzymaniami po drodze, bo jak nie podpłynąć do wstającego niemal pionowo z wody lodowca Fallbreen, który toczy odwieczną walkę z przebijającymi go szczytami gór? Gdzie jeszcze w innym miejscu na świecie samotny, napotkany w bezkresie przypadkowo jacht niemal na pewno niesie polską banderę jak ty?
Te świecące przez dziury w chmurach słońce daje nadzieje i ciepło. Jest dobrze, płyniemy. Nie zamarzamy. Wszak przed nami kolejny lodowiec, który trzeba nakarmić własną ręką … Czy spotkamy tam kolejne niedźwiedzie, wieloryby – nieważne. Lodu na pewno nie braknie, do ostatniej już, schowanej głęboko buteleczki z przednim whiskey. Nie dość, że wyśmienitej, to jeszcze w doborowym towarzystwie.