W kierunku Hinlopenstretet — Blog Archive » Men of Sea
13 lipca 2017

W kierunku Hinlopenstretet



GDZIE ZAWODZI ELEKTRONIKA

W totalnej mgle i przy zerowym wietrze, schodzimy mozolnie na południe. Zawodzą elektroniczne plotery, które nie obejmują mapami tych obszarów. Jeden z nich lokuje nas w Zatoce Gwinejskiej, a odczyty kursu pomiędzy nimi różnią się nawet o kilkanaście stopni.


Pozostaje nawigacja tradycyjna, cogodzinne nanoszenie pozycji na mapę, odczyt kursu i poprawki. Pewnie gdyby nie było tej wszechobecnej mgły, wyciągnąłbym z szafki sekstant ;-). Ale i mapy papierowe, których posiadam w stoliku nawigacyjnym kilkadziesiąt, w tym miejscu są tylko pilotowe, czyli do nawigacji przydatne średnio. Bardzo niedokładne i z małą ilością informacji, szczególnie w zakresie głębokości i skał. Tak więc płyniemy kolejne godziny licząc, że w końcu z mgły wyłoni się ląd, byle nie przed dziobem. Hinlopenstretet to także strefa mocnych prądów, a przesmyk Freemansundet niebezpiecznych. Całe szczęście posiadana przeze mnie locja oraz tablice pływów pozwoliły przygotować z wyprzedzeniem stosowną tabelkę i strategię zależną od czasu dojścia.

Gdzieś koło godziny 4 mgła ustąpiła, a nawet pojawiło się słońce. Wówczas naszym oczom ukazały się oba brzegi kanału. Byliśmy w jego środku, test z nawigacji klasycznej zdaliśmy na bardzo dobrze. Wraz ze słońcem zaczęło wracać również ciepło, przynajmniej w porównaniu do temperatur z ostatniej doby. Po lewej stronie wyspa Nordaustlandet z majestatycznie rozłożonym lodowcem Vestfonna, a po prawej północno-wschodnia cześć Spitsbergenu i lodowiec Valhallfonna. Zbliżaliśmy się do Alkefjellet.

Alkefjellet. Niemal cały svalbardzki archipelag jest jednym wielkim parkiem i rezerwatem ptaków. Dlatego załatwiana przeze mnie zgoda na arktyczne etapy była długą i wieloelementową procedurą, szczególnie, gdy ma się w planach eksplorowanie wszystkiego co możliwe. Ale zbliżające się miejsce jest szczególne. Ograniczone z obu stron lodowcami olbrzymie i wysokie ściany, pełne półek skalnych, zasiedlone zostały przez niezliczone kolonie ptaków. Guillemot (nie znalazłem na razie polskiej nazwy), ale z racji swojego wyglądu przemianowane przez nas na latające pingwiny. Ich widok do złudzenia przypominał powiem antarktycznego krewniaka, z tą tylko różnicą, że nasze potrafiły latać. Tak więc tysiące ptaków ulokowanych ciasno na półkach, tysiące latających w powietrzu i tyle samo w wodzie. Trzykrotnie przepłynęliśmy wzdłuż tego miejsca, podziwiając widoki i wsłuchując się w niesamowite odgłosy ptaków.

Zapis z dziennika jachtowego: Ciepło jak w tropikach. Można nawet zdjąć czapkę (na chwilę). Latające pingwiny wciąż atakują 😉.

Hinlopenstretet – kluczowy dla naszej wyprawy kanał. Na jego północy miała zapaść decyzja co do losów naszej wyprawy. Czy warunki pozwolą nam i wystarczy czasu na okrążenie Spitsbergenu? Bardzo mało jest organizowanych rejsów dookoła, a jest to mimo wszystko żeglarski wyczyn. Przed nami droga na południowy-wschód stała otworem, przyjęcie nie było skute lodem, a i z czasem dzięki dotychczasowemu pośpiechowi było nieźle.

Im głębiej wchodziliśmy we Hinlopenstretet, tym bardziej zaczynaliśmy korzystać z jego dobrodziejstw. Zaczął pomagać nam prąd pływowy, na lód należało uważać, ale nie stanowił przeszkody, groźne meteo tym razem nie potwierdziło się w całości. O godzinie 21 byliśmy już u wylotu kanału i zatrzymaliśmy się na kotwicy przy wysepce Kiepertoya na 3 godziny. W jakim celu? 40 mil dalej na naszej trasie zaczynał się Freemansundet, 25 milowy kanał pomiędzy wyspami Barentsoya i Edgeoya, którego prądy miały większa moc niż nasza jednostka. Należało wpłynąć do niego w odpowiednim, wyliczonym czasie. Dlatego postój.