DZIKIE ODLUDZIE
Nadmiernie zmęczony i niewyspany organizm wymaga regeneracji. Potrzebne są chwile snu i wypoczynku. W przeciwnym wypadku, w ciężkich warunkach, może zostać zagrożone bezpieczeństwo wszystkich. Morze, szczególnie tutaj, nie wybacza błędów. Również życie na małej, skaczącej we wszystkie strony powierzchni, w której niewiele jest wygód, a pewne podstawowe potrzeby nie mogą być realizowane, wraz z siódemką innych osób, najbardziej nawet fajnych, wymaga sił i świeżości. Oczywiście, człowiek posiada zdolność adaptacji, ale bez przesady.
Ranek zaczął się dla nas w południe. Przespaliśmy wszyscy ponad 8 godzin.
W kwestii wody. Na umycie włosów zapewniające komfort zużyłem 2 kubki wody zimnej, ciepła nie zdążyła dojść przewodami. Czyli poprawiłem swój ostatni rekord 3 kubków.
Odpoczynek postawił nas wszystkich na nogi, potrzebna była taka regeneracja. Możemy płynąć dalej, na południe.
Storfjorden okazał się najbardziej bezludnym miejscem na naszej trasie, nie spotkaliśmy tu nikogo. No, może poza coraz większymi górami, schodzącymi z licznych lodowców. Podpływaliśmy do tych największych i podziwialiśmy ich niesamowite kształty. Jedna z nich wyglądała jak tron z siedzącym na nim potworem. Większość z nich grała dźwiękiem pękającego lodu. I choć to, co widzieliśmy do tej pory troszkę znieczuliło nas na piękne krajobrazy, to jednak wciąż zachwycaliśmy się wybrzeżem, pełnym strzelistych gór pokrytych śniegiem, które cały czas mijaliśmy prawą burtą. Kolorytu temu wszystkiemu dodawało jeszcze słońce, nie przykryte chmurami. Tak więc było sympatycznie i jak na te warunki ciepło. Aby urozmaicić nasze jedzenie Hania wraz z Marcinem i Piotrkiem na obiad zaserwowała pizzę, w wersji farmerskiej. Żyć i nie umierać, ale jednak płynąć, cały czas płynąć.