Ekspedycja na północ Svalbardu 2021 – I etap
W dniu wczorajszym zakończyła się nasza pierwsza tegoroczna ekspedycja na północ Svalbardu. Azimuth – jako pierwszy polski jacht od dwóch lat opłynął Spitsbergen i eksplorował północne rejony Svalbardu. Odwiedziliśmy wiele pięknych miejsc, mieliśmy liczne spotkania z dzikimi zwierzętami, wrażeń nie brakowało.
Przedstawiamy zapisy z dziennika podróży kpt. Marka Rajtara wraz z jego fotorelacją.
26/08/2021 Ruszamy
Dzisiejszy dzień był bardzo intensywny. Szkolenia, wprowadzenie w tajniki jachtu nowej ekipy, zaopatrzenie na całą ekspedycję. Po drodze nie tylko nie ma żadnego sklepu, ale również żadnego portu, cywilizacji. Będziemy musieli poradzić sobie z tym co mamy.
W głowie ciągła myśl, co przyniesie ten wyczekiwany od roku czas. I że marzenia się właśnie realizują i w końcu Azimuth ponownie ruszy na daleką północ. I że fajne osoby na pokładzie, że musi być dobrze. Dreszczyk emocji przekuty na pracę.
Nagrodą za dzisiejszy trud jest to, że w końcu oddajemy cumy, żegnamy Longyearbyen i płyniemy. Musimy dobę przeczekać niekorzystne warunki na zewnątrz, dlatego jutrzejszy dzień spędzimy w Isfjorden. Co przyniosą kolejne dni, ile tym razem ofiaruje nam Arktyka – czas pokaże…
27/08/2021 Isfjorden
Północ zastaje nas u wejścia do Sassenfjorden. Czuć już oddech jesieni, gdyż noc wyraźnie odróżnia się od dnia. 23 sierpnia skończył się dzień polarny, z każdym dniem nocy będzie przybywać, choć w drodze na północ nie będziemy tego bardzo odczuwać.
Lodowce Tunabreen i Von Postbreen zwieńczające Tempelfjorden wynagradzają nam swoim widokiem ewentualne braki światła. Niebo nad nimi pomalowane jest kolorami tęczy. Mnóstwo zdjęć, piękne kolory Arktyki. Ale czas ruszać w stronę Adolfbukta i Pyramiden.
Po drodze szukamy wędrujących tu często niedźwiedzi polarnych. Podpływamy pod skały przy Nordenskiöldbreen, ale tym razem nie mamy szczęścia – nie udaje nam się zobaczyć żadnego. Lodowiec jest jednak spektakularny i pięknie się cieli. Gdzieś po lewej jaskinie lodowe. Ruszamy do Pyramiden.
O Pyramiden można by napisać niejedną książkę. Nam musi wystarczyć kilkugodzinne zwiedzanie tego postsowieckiego miasteczka górniczego, będącego mocnym przykładem, że są jeszcze miejsca, gdzie człowiek przegrywa z siłami natury. Na szczęście. Oczywiście odwiedzamy też miejscową kawiarenkę, jak zwykle kawa i ciasto smakują wyśmienicie. Przed północą płyniemy dalej.
28/08/2021 Lodowcowe fiordy
Wpływamy w kolejne dwa fiordy z lodowcami: Borebukta i Ymerbukta.
Tym razem napotykamy na więcej lodu. Stajemy w bezpiecznej odległości od czoła lodowca, ale na wodę schodzi ponton, na którym podpływamy już bardzo blisko. Lodowce w miarę zbliżania „rosną”, szczególnie gdy z poziomu pontonu ogląda się je z bliska. Dopiero teraz można docenić ich ogrom, tym bardziej, że co chwilę słychać groźny pomruk przemieszczających się bloków lodowych. Nie możemy przedłużać tej chwil, bo co jakiś czas obrywa się kolejna ściana lodu i wpada do morza tworząc fale. Z lodem trzeba ostrożnie.
Na zewnątrz słabną przeciwne wiatry, czas na północ.
29/08/2021 Na północ
Wykorzystując korzystne warunki pogodowe gonimy na północ. Po drodze krótki postój przy Poolepynten, gdzie obserwujemy pierwszą kolonię morsów wylegujących się beztrosko na plaży. Następnie cieśniną Forlandsundet przedostajemy się na północno-zachodnią część Svalbardu. Każde przejście północnej części cieśniny niesie z sobą emocje. 2.5 milowy odcinek należy przepłynąć jak po sznurku, wokół płycizny, a na sondzie woda spada poniżej czterech metrów. Kilka razy we wcześniejszych latach musiałem omijać ten skrót, warunki nie pozwalały ryzykować, zbyt mały był margines na błędy i na niespodziewane zdarzenia. Tym razem odbyło się bez kłopotów.
Z lekkim żalem omijamy prawą burtą Ny-Alesund, Magdalenefjorden oraz lodowiec w Smeernburgfjorden, który nawet z oddali prezentuje się przepięknie. Krótki postój na połów dorszy w znanej miejscówce pozwala wzbogacić menu o świeże mięso. Opływamy północno-zachodnią część Svalbardu i ruszamy na wschód. Po prawej burcie Svalbard, po lewej Ocean Arktyczny i gdzieś niewidoczny biegun. Piękne uczucie bycia na końcu świata. Tu naprawdę czuje się bezkres. Żeglujemy w kierunku Woodfjorden, gdzie planujemy spędzić dobę przeczekując kolejne złe warunki. Ale nie jest to czas stracony. Stajemy przy Texas Bar.
To jeden z najbardziej znanych domków traperskich Svalbardu. Za zatarasowanymi przed niedźwiedziami drzwiami znajduje się schronienie dla podróżnych. Podstawowe wyposażenie do przetrwania przez kilka dni oraz kolekcja trunków z całego świata. Jest też księga gości, w której odnajdujemy kilka swoich wcześniejszych wpisów oraz uzupełniamy o nowy. Trekking po okolicznych górkach, z których otwiera się przed nami widok na jeden z najpiękniejszych lodowców Svalbardu: Monacobreen. Jutro planujemy do niego podpłynąć.
30/08/2021 Lodowiec Monacobreen
To miejsce niesamowite, fiord do którego schodzą kilkoma językami olbrzymie lodowce. Wokół wysokie góry, klimat nieziemski i dziki. Byłem tu wiele razy, ale za każdym razem wpływam tu z radością i zawsze wyglada wszystko inaczej, pogoda bardzo zmienia odbiór tego miejsca. Uwielbiam tu być. Fiord zawsze wypełniony jest lodem. Kierujemy się tam Azimuth’em omijając slalomem liczne growlery i wpływając w lodową kaszę. Jest coraz ciaśniej. Tym razem nie udaje nam się podpłynąć blisko czoła, ale i tak jest pięknie. Wracając napotykamy na krze dużą fokę, która nic nie robi sobie z naszej obecności, tak jakby nigdy nie widziała wcześniej ludzi. To też uwielbiam w Arktyce: dzikie zwierzęta w swoim środowisku zachowujące się naturalnie. Mam przekonanie, że pływając jachtem jesteśmy tylko obserwatorami i nie powodujemy trwałych zmian.
Wypływamy z fiordu i kierujemy się na wyspę Moffen, na której w rezerwacie znajduje się duża kolonia morsów. Wyspa otoczona jest strefą ochronną w którą nie wolno wpływać, ale morsy jak zwykle nic sobie z tego nie robią. Jak za każdym poprzednim razem same zaciekawione podpływają do dryfującego Azimuth’a. Kolonia za kolonią składa nam wizytę, morsy podpływają na kilka metrów. W między czasie przekraczamy 80 równoleżnik północny.
Północ zastaje nas w drodze do Hinlopenstretet.
30/08/2021 Hinlopenstretet
Cieśnina Hinlopenstretet to jeden z najciekawszych i najtrudniejszych żeglarskich akwenów. Mocne prądy, mocne wiatry oraz dużo, bardzo dużo lodu. Lód napływający od północy z przemieszczających się pól lodowych, od południa z jednego z największych w Europie lodowców Austfonna i od środka z kilku innych lodowców. Pierwszy raz przepłynąłem Hinlopen w 2017 r., ale kiedy dwa lata temu próbowałem Azimuth’em nieskutecznie przebić, się, pomimo pokonania kilkunastu lodowych paków, musieliśmy mozolnie powrócić na północ – wówczas padło znamienne stwierdzenie: Hinlopen łatwiej przejść w poprzek, niż przepłynąć wzdłuż. Tym razem sytuacja lodowa była dla nas łaskawa, lodu nie było dużo. Wiatr słaby, ale niestety gęstniejąca mgła. Pomimo mgły na wysokości wejścia do Lomfjorden dostrzegliśmy stado humbaków, kilkanaście sztuk pływających wokół nas. Pierwsze wieloryby w trakcie tej ekspedycji. Podpływają pod jacht i pozwalają obserwować się z bliska. Humbaki tak mają: są ciekawskie i często się popisują.
Zaraz potem docieramy pod jedno z najważniejszych miejsc Svalbardu: sanktuarium ptaków Alkefjellet. Wysoka i rozległa skalna ściana z licznymi półkami stała się siedliskiem dla tysięcy ptaków, które przylatują tu wiosną by urodzić potomstwo, nauczyć samodzielności i przed zimą wrócić wspólnie na kontynent. Znajdujący się w pobliżu lodowiec Odinjøkulen zabarwiony jest na różowo od ptasiego guano. Szybko wpłynęliśmy w intensywny „zapach” koloni oraz zaczął nas ogłuszać ptasi krzyk. Ptaki muszą się spieszyć, jesień to czas kiedy muszą wrócić na kontynent. Najważniejsza próba przed młodymi: czy urosły na tyle, żeby pokonać tak długą drogę.
Po tym spotkaniu płyniemy w kierunku jednego z celów tej ekspedycji: trudno dostępnym zazwyczaj fiordom Wahlenbergfjorden i Palanderbukta. Niekompletne mapy, niewiele informacji w locji, bardzo dziewiczy teren, do tego cielące się dwa olbrzymie lodowce: Vestfonna i Austfonna, a momentami mgła ograniczająca widoczność do minimum. Locja bardzo enigmatyczna: lepiej przesondowana jest południowa część fiordów. Płyniemy zatem bardzo powoli cały czas obserwując radar, sondę patrzącą do przodu oraz z obserwatorem na dziobie. Na końcu Palanderbukty oczekiwaliśmy wspaniałych widoków olbrzymich frontów lodowców. Niestety – tym razem nie było nam to dane. Wszystko zakryła mgła. Nie tym razem – następna szansa za rok. Bogatsi jednak o ślad jachtu na ploterze, do wykorzystania w przyszłość jako bezpieczna droga.
Wracamy zatem do Hinlopen i ruszamy na południe. Noc zastaje nas w Sørporten. Opuszczamy bezpiecznie Hinlopen i mijamy lewą burtą lodowiec Austfonna. Rozwiewający się przeciwny północny wiatr wraz z otrzymaną od Piotra informacją o aktualnej sytuacji lodowej, według której Bråsvellbreen odcięty jest przez gęste pola lodowe o szerokości 10 mil morskich sprawia, że musimy szukać schronienia przy wyspie Barentsøya. Bezpieczeństwo najważniejsze. O ile w ogóle można tak powiedzieć po decyzji sprzed kilku dni, że tu płyniemy. Zatem: bezpieczeństwo jednym z głównych priorytetów. Ale dzięki doświadczeniu i znajomości tych akwenów potrafię to ocenić. I nie kłócić się z kapryśną Arktyką, że jest tak, a nie inaczej.
01-02/09/2021 Barentsøya
Cieśnina Freemansundet wprowadza nas na bezpieczniejsze wody Storfjorden. Już od kilkunastu godzin możemy prowadzić normalną nawigację, gdyż obszary te posiadają dobre mapy. Wychodzimy również z zagrożenia zatrzymania nas przez pola lodowe, a w Storfjorden możemy znaleźć kilka bezpieczniejszych kotwicowisk. Ze względu na mocne północne wiatry wybieram Anderssonbukte. Brzeg chroni nas przez rozbudowanymi falami, kotwica mocno trzyma, możemy pierwszy raz od dłuższego czasu odpocząć. Gdzieś w Polsce dzieci idą właśnie do szkoły, ale my jesteśmy odcięci od całego świata. Od dawna też nie widzieliśmy żadnych innych ludzi i statków. Wykorzystujemy czas na eksplorację wyspy. Należy zachować dużą ostrożność, kiedy byłem tu rok wcześniej po brzegu wędrował niedźwiedź polarny. Ta część wyspy ma krajobraz księżycowy: liczne pagórki poprzecinane wąwozami, kraterami. Wędruje się trudno, ale widoki są piękne. W oddali widać brzegi wschodniego Spitsbergenu.
Jako ekipa funkcjonujemy dobrze, choć na małej przestrzeni. To dużo kompromisów ze strony każdego, należy się przystosować. Nie ma między nami konfliktów, atmosfera jest dobra. Musimy ponownie rozwiązać problem segregacji i układania śmieci. Tu, gdzie nie ma żadnych śmietników po drodze człowiek naocznie może przekonać się ile produkuje śmieci. Jest to przerażające. Sklepowe produkty pakowane są w nadmierną ilość plastików, woreczków, pudełek. Michał wdraża bardzo rygorystyczną politykę segregacji. W wolnej chwili przy posiłku „powołujemy” rząd na uchodźstwie , stanowiska obsadzone, zarysy polityki nakreślone. Taka intelektualna zabawa.
Wieczorem wiatr trochę zmalał i możemy spokojniej ruszyć w dalszą drogę.
03/09/2021 Sorkapp
Nocna żegluga przypomina nam, że na Svalbardzie skończyło się lato. Jesteśmy aktualnie pomiędzy 76 a 78 równoleżnikiem północnym i noc staje się wyraźna. Tym bardziej ucieszył nas wschód słońca i zbliżający się południowy kraniec Spitsbergenu. Około godziny 18 na trawersie lewej burty mamy Sorkapp i zaczynamy ponownie żeglugę na północ. Jest radość, że kolejny etap naszej ekspedycji został zrealizowany. Zamykamy również swoją pętlę wokół Spitsbergenu przecinając nasz trasę Tromso – Svalbard.
04/09/2021 Na północ
Droga powrotna na północ mija spokojnie. Wprawdzie musimy narzucić tempo, bo nadchodzi kolejny niż, ale wydaje się, że mamy wystarczającą ilość czasu. W nocy mijamy Hornsund i znajdującą się w nim Polską Stację Polarną. Gdzieś w oddali mignęły wieloryby, ale nie pozwoliły już oglądać się z bliska, jedynie co chwilę pokazywały się delfiny. Popołudniu wpływamy do Isfjorden, co oznacza pierwszą od początku możliwość kontaktu ze światem – weszliśmy w zasięg sieci komórkowej. Zatrzymaliśmy się po drodze w Colesbukcie, gdzie ekipa desantowała się do pozostałości po kopalni węgla.
05-06/09/2021 Longyearbyen
W końcu dotarliśmy do Longyearbyen, z którego rozpoczynaliśmy naszą ekspedycje. Dwie doby sztormowej pogody wykorzystujemy na czynny odpoczynek: zwiedzanie miasteczka oraz trekingi po okolicy. Szczególnie ciekawy, ale również wymagający okazuje się treking na pobliskie góry: Næssfjellet i Sverdruphamaren. Stąd rozpościera się panorama na Longyearbyen i okolice. Znajdujemy też czas na zwiedzanie Adventdalen wraz z powrotną trasą wzdłuż pozostałości po kolejce transportującej niegdyś węgiel. W tym czasie Azimuth dzielnie trzyma się pomostu nie poddając się wchodzącym do portu falom.
07/09/2021 W poszukiwaniu niedźwiedzi polarnych
Kiedy się już wystarczająco uspokoiło ruszamy ponownie w poszukiwaniu niedźwiedzi polarnych. Wszyscy liczą na moją dobrą passę. Azimuth kieruje się do Petuniabukta i Adolfbukta. I tym razem szczęście nam dopisuje. Na brzegu na wyrzuconym truchle humbaka żerują trzy niedźwiedzie polarne: matka i dwójka młodych. Obserwujemy je przez 2-3 godziny z bliska. Zafundowały nam prawdziwy spektakl.
Na noc stajemy na kotwicy w Skansbukta. Znowu kolejne spotkanie z niedźwiedziem polarnym. Tym razem po brzegu przewędrował duży samiec. Dobrze, że się nami nie zainteresował.
08/09/2021 Isfjorden
Rankiem płyniemy w kierunku Nordfjorden. Naszym celem jest Yoldiabukta i lodowiec Wahlenbergbreen, gdzie chcemy pożegnać się ze svalbardzkim lodem. W ubiegłych latach w tym rejonie widziałem dwa razy płetwala błękitnego, ale to jednak rzadko się zdarza. Zamiast niego obserwujemy finwale oraz stado humbaków, które w większej odległości mijały nasz jacht.
Lodowiec pięknie się cieli, co jakiś czas do wody obrywają się duże bloki lodu. Trudno jest opuścić to miejsce, ale musimy na wieczór dopłynąć do rosyjskiego Barentsburga. Mamy tam zamówioną saunę i kolację.
Barentsburg to rosyjska osada górnicza, w której ciągle wydobywa się węgiel. Jest też celem wielu wycieczek turystycznych z Longyearbyen. O tej porze roku jednak jesteśmy tylko my. Specjalnie otwarta dla nas kuchnia w jedynym hotelu. Możemy skosztować rosyjsko-svalbardzkie specjały. Ja będąc tu już kolejny raz nie jestem zdziwiony, że wszystko naprawdę jest bardzo smaczne. Zupy, ryby, pierogi, przekąski, mięso. W między czasie obowiązkowa wizyta w saunie, w której można zrzucić z siebie mroźne doświadczenia północy i świętować kolejny szczęśliwy powrót z ekspedycji. Taki chillout.
09-10/09/2021 Zakończenie
Rankiem, niespiesznie ruszamy do Longyearbyen, ostatnie kilkanaście mil. Świadomość, że kończy się nasz rejs i już wkrótce trzeba się będzie żegnać z bardzo fajną ekipą. Niemal tysiąc mil morskich wspólnej żeglugi. W tym czasie udało nam się zbudować relacje i stworzyć grupę. Sprawdziliśmy się przez te kilkanaście dni funkcjonując w arktycznych warunkach, miałem przywilej poznać fajnych, wartościowych ludzi. Ale tak jest, dobre rzeczy się kończą przedwcześnie. Ale relacje zostają. I moje przekonanie potwierdzone przez uczestników, że mieliśmy bardzo wartościowy czas i że udało im się zasmakować północnego świata. To powód do satysfakcji. No i, że znowu bezpiecznie wracamy do portu i że Azimuth sprawdził się i kolejny raz okazał się dobrą, dzielną i komfortową jednostką do realizacji tego typu ekspedycji.
W barze w Longyearbyen lokalnym piwem wypiliśmy za zdrowie Neptuna oraz za to wszystko co znowu łaskawie dała nam Arktyka.