Przemarzanie w Arktyce

JAK KRUSZYNKA LODU

Jarek, który jest fotografikiem, maluje przy pomocy obiektywu świat po którym podróżujemy, kontemplując go swoimi ujęciami. Ja – przeżywam i maluje słowem. Tym razem jednak przez te kilka dni nie napisałem nic. To ostatnie z moich dni w tym roku na Spitsbergenie i tym razem tylko biorę – zapisując w sercu wrażenia. W sercu, które z każdym dniem gromadzi coraz więcej okruchów arktycznego lodu. Ten świat jeszcze bardziej wypełnia moje życie, a ja w większym stopniu staje się jego częścią. Częścią społeczności, która nie ma narodowości, wyznania, cechującej się jakimś nie wyrażonym związkiem, zależnością od tej krainy.

Już od pierwszych dni mojego tegorocznego pobytu na Svalbardzie coś mi się nie zgadzało. Początkowo zabiegany organizacją, zmęczony nie potrafiłem właściwie zrozumieć tego co się dzieje. Jednak każde moje spotkanie z miejscowymi znajomymi, każda rozmowa, spacer po Longyearbyen czy kolejna godzina na morzu zaczęła mi uświadamiać, że ten świat oglądany coraz bardziej od środka jest inny niż sądziłem dotychczas. Że nie jest zbiorem wspaniałych miejsc, w których można spotkać niezwykłe zwierzęta, kolekcją pejzaży z tymi samymi lodowcami, tym do czego się przyzwyczaiłem. Musiałem zostać kilka razy mocno zaskoczony, aby w końcu otworzyć się i odebrać naukę, że jest to zdecydowanie coś więcej.

Arktyka to życie, niesamowity proces, stan ducha w którym oczywiste jest to, że nie ma oczywistości i w tym tkwi jej piękno, sens i przyciąganie. To zgoda na bezgraniczne oddanie się jej i powolne zatracanie siebie. Oddychanie bezkresem, zagubienie czasu, odrzucenie własnych warunków. Pustynia. Oczyszczanie z wszystkiego co nieistotne. Tu brak tego co było spodziewane zaczyna budzić radość.

Stałem się częścią tego świata. Tak jakby niepostrzeżenie, przez zasiedzenie. Ludzie i góry zaczęły przyzwyczajać się do mojego widoku na pokładzie jachtu. Z każdym dniem tracę anonimowość, mam gdzie zatrzymać się w Longyearbyen, do Ny-Ålesund wpływam oczekiwany, a w Barentsburgu pamiętają azymutowe ekipy. Pisze tu swoją historię i jest to zobowiązujące.

Jestem letnikiem, jeszcze nie dojrzałem do zimowania w tej części świata, dlatego za kilkanaście dni, gdzieś w połowie września, opuszczę na zimę to miejsce.

Wrócę do Polski bardziej zraniony, zostawiając część siebie w arktycznej krainie. Do chwili, gdy z powracającym słońcem wrócę i ja…

Ps. Pozwól i sobie na spotkanie ze Spitsbergenem. Niebezpieczne. Jeśli wraz ze mną – nie obiecam Ci nic więcej ponad tchnienie arktycznego świata. Ono ma szanse orzeźwić Twą duszę.